Lubię pójść na paradę z okazji Dnia Wojska Polskiego. Nie idę tam po to, żeby podziwiać wspaniałe uzbrojenie polskiej armii i polską taktykę zaczadzenia wroga dymem z rur wydechowych. Idę po to, żeby stanąć w odległości 2-3 metrów od przejeżdżającego czołgu i poczuć siłę kilkutonowego żelastwa, trzęsącą się ziemię, huk silników. Idę po to, żeby spróbować sobie wyobrazić czym jest wojna. Zadać pytania: “A jakby to było, gdyby po ulicach rzeczywiście szalały czołgi?”.